Każda z nas za młodu oczekiwała jakiejś Walentynki 14 lutego. Na szkolnych korytarzach powystawiane były skrzynki, gdzie można było anonimowo wysłać wyznanie opisane imieniem i klasą ukochanego/ej. Potem Walentynki były dostarczane i miło było dostać jakąś nawet skromną karteczkę czy liścik, wiedząc, że jest się dla kogoś ważnym, mimo że nie wiemy kto to. Potem odbywały się spekulacje i polowania na delikwentów przez kolejnych kilka dni, aż w końcu z biegiem czasu zapominało się o tym, że w ogóle takie święto było. Do następnego roku. Teraz sprawa wygląda trochę inaczej. Głupio przecież napisać komuś życzenie walentynkowe smsem, na facebooku czy w inny sposób. Jeżeli oczywiście jest się platonicznie zakochanym [nie mówię o parach, które spędzają ze sobą ten dzień] Wysłać coś anonimowo w sumie by można, ale adresu się nie zna. Do facebooka przypisane jest imię i nazwisko, tak samo jak do numeru telefonu. Czyli nici z anonimowego wyznania miłosnego. Zawsze można tworzyc jakieś fikcyjne konta, maile, czy startery dla jednego smsa, ale w dzisiejszym swiecie to zajmuje zbyt dużo zachodu, nawet dla zakochanych.
Jakże byłam zaskoczona, kiedy dostałam paczkę nieoznakowaną niczym, bez danych, które by mi coś mówiły. Nie wygrałam żadnej nagrody, ani nie oczekiwałam żadnej przesyłki... Co się okazało?